Poniżej temat opowiedziany mi, przez osoby znające tę relację od swych nieżyjących przodków. Dotyczy to śmierci około trzynastoosobowej rodziny żydowskiej, rzekomo zabitej przez Polaków z motywacji "finansowej" i pogrzebanej w lasach w okolicy Pradeł. Wg rozmówców nigdy nie było ekshumacji, miejsce ani wydarzenie nie jest upamiętnione w żaden sposób. Rozmówcy nie są też w stanie wskazać tego miejsca, bo nigdy tam nie byli, znają to jedynie z opowiadań. W sprawie jest wiele niepewności (jak to w ustnej relacji "ze słyszenia" o zabijaniu), ale ma ona cztery główne elementy, o których piszę poniżej, może ktoś coś będzie w stanie dodać do któregoś w nw. punktów.
1. W Lelowie przed II wś rodzina żydowska nazwiskiem znanym "ze słyszenia" jako: "Rozbach", "Rosenbach", "Rozenbaum" prowadziła hurtownię części maszyn rolniczych, w tym elementów pługów, radlic, lemieszy.
2. Podczas wojny rodzina ta, licząca wraz z dziećmi 13 osób, ukrywała się przez eksterminacją niemiecką w jednym z gospodarstw na terenie gminy Irządze. (Ukrycie 13 osób, wyżywienie ich, musiało być trudne logistycznie, ale wg opowieści, było to możliwe jak najbardziej, choć mnie się to wydaje wątpliwe, by mogło to mieć miejsce w jednym miejscu, w jednym zwykłym wiejskim gospodarstwie, ale mniejsza o to).
3. Po pewnym czasie organizator ukrycia powiedział rodzinie żydowskiej, że przewiezie ich na teren gminy Pilica, w celu dalszego ukrywania. W rzeczywistości rzekomo zaplanował wcześniej ich zabicie, we wcześniej przygotowanym miejscu i z wcześniej umówionymi osobami. Zgodnie z planem, wiózł ich furmanką z terenu gminy Irządze na teren gminy Pilica. I w lasach koło Pradeł, w umówionym miejscu zatrzymał furmankę, po czym rodzina ta została zastrzelona i tam na miejscu pochowana bez oznaczeń. Miejsce to nie jest obecnie znane, nie ma też żadnego upamiętnienia w terenie. (Tu znowu można mieć wątpliwości, bo do skutecznego umawiania się w jakimś miejscu w lasach i terminie, bez łączności, a potem do zabicia 13 osób i ich skutecznego pogrzebania w lesie, logistycznie potrzeba ogromu pracy, świadków bezpośrednich i ogromu świadków ze słyszenia. Wręcz cały oddział "partyzancki" jest potrzebny. Np. gdy w Niegowie zabijano kilkuosobową rodzinę Legęzów/Ligenzów to mimo, że brało w tym udział około 10 osób łącznie w całej akcji - wykonanie, ubezpieczanie, doprowadzanie na miejsce egzekucji - również bez informowania ofiar co ma się wydarzyć, to i tak jedna osoba zbiegła, a druga została ranna i przeżyła).
4. Po II wś na terenie w pobliżu Irządz, przez długie lata można było kupić części maszyn rolniczych, pochodzące z hurtowni w Lelowie. Części te (elementy pługów, radlic) rzekomo posiadały i sprzedawały osoby prywatne "po zabitych Rozbachach".
|