W kontekście informacji uzyskanych przez Rybaka od tubylców muszę coś napisać.
Tego pamiętnego dnia, kiedy kompas "wyprowadził mnie w pole", a właściwie w las z polem ciemnej energii, miałem bliskie spotkanie trzeciego stopnia z wiekową autochtonką.
Idąc od feralnego krzyża na wschód po jakimś czasie napotkałem pierwsze, skromne zabudowania - jak się później okazało Kostkowic (prawdopodobnie ul.Polna). Odetchnąłem z ulgą, zacząłem wypatrywać kogokolwiek, by zasięgnąć języka i zorientować się gdzie tak naprawdę kaprysem losu trafiłem. Jedyne co wtedy ze sobą miałem to przewodnik z mało precyzyjnymi mapami (1:100000), kompas, który wskazywał co chciał i wyraźne poczucie zagubienia. Pierwszą spotkaną przy płocie osobą była starsza pani o znużonym spojrzeniu. Zapytałem ją grzecznie o to gdzie jestem i czy tą drogą dotrę w rejon Łysaka? - bo taki miałem pierwotnie plan tego dnia.
Kobieta cofnęła się gwałtownie i mocno wystraszona, kiwając powoli głową powiedziała niskim, przeciągłym głosem : taaaaak, taaaaak I nic więcej Oczy miała wielkie i przerażone, jakby diabła zobaczyła - a aż tak źle podobno nie wyglądam
Dość dziwna sytuacja.
Moim zdaniem najbardziej mrocznym rejonem S.K. jest ten monotonny i niezbyt ciekawy las wokół krzyża, niemniej jednak różnego typu zwodzenia i anomalie obserwowałem od Łysaka i Jastrzębnika aż do Koźnicy.
Na Berkowej np. całkiem przypadkiem uratowałem przed upadkiem ze skały człowieka pogrążonego w głębokiej medytacji. Mantrujący dłuższy czas na japasie młodzieniec nagle gwałtownie poderwał się na równe nogi, zachwiał, i gdybym go nie złapał w ostatniej chwili za ramiona niechybnie spadłby ze skały. Na pytanie : "co się stało" odparł, że w pewnym momencie z przerażeniem spostrzegł, iż cała okolica wokół Góry Zborów z lasami, wzgórzami i skałami zaczęła wirować wokół własnej osi. Panicznie się tego wystraszył. Po kilku dniach, gdy go ponownie spotkałem mamrotającego sanskryckie mantry poradziłem, by praktykował w bardziej bezpiecznych miejscach. Stwierdził, że taki przypadek przytrafił mu się tylko tutaj, a wielokroć zatapiał się w medytacyjnym transie w bardziej ekstremalnych i eksponowanych miejscach, jak choćby na szczycie pienińskiej Sokolicy, czy tatrzańskich turniach.
Coś niezwykłego jest w energii S.K. i choć brzmi to nienaukowo ilekroć tu przebywałem odczuwałem to niemal pozazmysłowo, i zawsze było to "coś" innego, niż w pozostałych częściach Jury, górach, czy na pustkowiach.
Oczywiście musi to mieć jakieś racjonalne wyjaśnienie, jak wszystko co nas otacza. Pytanie tylko, czy za naszego życia znajdziemy rozwiązanie tej i innych zagadek ?