Świetne fotki.
Ksiądz Merta rozmawiał z mjr. Sucharskim 23 VIII 1946 r., na tydzień przed śmiercią d-cy Westerplatte, udzielając mu ostatnich posług kapłańskich. Był także ostatnim spowiednikiem majora Sucharskiego. Opowiedział o tym m.in. w wywiadzie dla „Słowa Powszechnego” (5 IX 1971). W świetle kontrowersji związanych z obroną półwyspu dotyczących ew. załamania się psychicznego majora, ks. Merta mógł usłyszeć w czasie spowiedzi bardzo ciekawe słowa, których nigdy potem nie wyjawił.
Przy sprowadzeniu szczątków mjr. Sucharskiego w 1971 r. ks. Merta odegrał wielką rolę. Niestety nie pozwolono mu przybyć na uroczystości w sutannie, ani wykonać jakichkolwiek religijnych czynności czy gestów. Podobnie rodzinę mjr. Sucharskiego zepchnięto na margines, nie pozwalając pomodlić się publicznie za Majora.
Fragment książki Krzysztofa Zajączkowskiego "Westerplatte jako miejsce pamięci" (Warszawa 2015):
Na fali obchodów czterdziestej rocznicy wybuchu II wojny światowej w „Głosie Wybrzeża” został 2 września 1969 r. opublikowany pierwszy artykuł, w którym postulowano sprowadzenie szczątków majora do Polski. Autor formułował swój apel ostrożnie, opatrując go wstępnie szerszym uzasadnieniem. (...) Postulat nie doczekał się realizacji za rządów ówczesnej ekipy Władysława Gomułki. (...) W 1969 r. Miejska Rada Narodowa w Gdańsku podjęła natomiast uchwałę o nazwaniu imieniem mjr. Henryka Sucharskiego jednej z ulic prowadzących w kierunku Westerplatte. Czas na zajęcie się zasygnalizowaną „potrzebą” nadszedł po wydarzeniach Grudnia ’70, gdy na Wybrzeżu milicja i wojsko krwawo spacyfikowały demonstracje robotnicze. Pogromy obciążyły konto komunistycznych mocodawców – uważanych za sprawców zbrodni. „Przypuszczano, że po politycznych zmianach roku 1970 i 1971 nowe władze partyjne będą bardziej skłonne do wyrażenia zgody na przeprowadzenie patriotycznej manifestacji na Westerplatte – pisał Rafał Witkowski. – Tak działo się po każdym przełomie w Polsce Ludowej, że osłabiona partia gotowa była pójść w pierwszym okresie na pewne ustępstwa, na liberalizację w dziedzinie głoszenia prawdy o polskich tradycjach narodowych”. Zgodnie z przewidywaniami ekipa Edwarda Gierka podjęła działania mające na celu przełamanie kryzysu legitymizacji. Na początku lat siedemdziesiątych zapadła decyzja o budowie Stoczni Północnej w Gdańsku i nazwaniu jej imieniem Bohaterów Westerplatte. Inwestycja stała się jednym ze sztandarowych posunięć nowej ekipy, która stawiała na przyspieszenie rozwoju gospodarczego i rozpoczęła politykę otwarcia na świat. Rozwinięcie kontaktów handlowych z krajami Zachodu nie oznaczało w żadnym razie odejścia od ścisłej podległości wobec Moskwy, widocznej w każdej dziedzinie życia: gospodarczej, politycznej, jak również kulturalnej. 25 stycznia 1971 r. Edward Gierek przybył do Gdańska, gdzie w słynnym wystąpieniu kierowanym do stoczniowców zapytał: „No więc jak, pomożecie?”. 5 października 1971 r. w czasie oficjalnej wizyty na Kremlu I sekretarz KC PZPR mówił do przywódcy ZSRS Leonida Breżniewa: „Będziemy musieli pracować nad tym, aby odbudować autorytet wojska w społeczeństwie”92. Jednym z elementów „odbudowy autorytetu wojska w społeczeństwie” była z pewnością rozpoczęta miesiąc wcześniej operacja sprowadzenia na Westerplatte prochów mjr. Sucharskiego. Ówczesny sekretarz do spraw propagandy KW PZPR w Gdańsku, Tadeusz Fiszbach, wspominał w 2011 r.: „ciężkie to były chwile, ale powinność i obowiązek znajdowały się na pierwszym planie. Miałem kontakt naturalny i bieżący z ludźmi, wiedziałem, co odczuwają – bez korekty i cenzury. Dlatego pojechałem do Gierka i powiedziałem, że trzeba wyrazić zgodę polityczną, żeby sprowadzić prochy majora Sucharskiego, gdyż będzie to pomost między władzą, mieniącą się wtedy ludową, a obywatelami”. (...) W szeroko zakrojoną operację postanowiono zaangażować Kościół. W 1971 r. minister Janusz Wieczorek zaprosił do Warszawy ks. Jana Mertę, kapelana II Korpusu i ostatniego spowiednika majora. Kapłan opowiedział o swoich rozmowach z Sucharskim tuż przed jego śmiercią, wyrażając zrozumienie dla inicjatywy. „– Trzeba spełnić jego ostatnią wolę” – mówił, przekazując słowa komendanta, iż pragnie spocząć w Polsce. (...) Oprócz Tadeusza Fiszbacha i redakcji „Głosu Wybrzeża” w przedsięwzięcie zaangażowali się wiceprzewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku – Łukasz Balcer, gdańskie struktury ZBoWiD, „opiekunka” westerplatczyków Stanisława Górnikiewicz oraz dyrektor Muzeum Stutthof – Tadeusz Matusiak. Formalności we Włoszech pomagał załatwiać ks. Jan Merta. 21 sierpnia 1971 r. na polskim cmentarzu wojskowym w Casamassima odbyła się ekshumacja zwłok mjr. Sucharskiego. Jak wspominał ks. Merta, „obyło się bez wielkich kosztów […]. Kupiłem małą urnę, wziąłem dwóch chłopaków i odkopaliśmy. Wszystko było spłaszczone, resztki spróchniałej trumny przemieszane z ziemią i szczątkami. Jedyne, co było wyraźne, to sprzączka od paska. Nie wiem nawet, czy włożyli ją do urny”. (...) Z uwagi na niedawne wydarzenia na Wybrzeżu nad porządkiem podczas uroczystości czuwała ze szczególną uwagą i z wykorzystaniem wszelkich niezbędnych sił i środków Służba Bezpieczeństwa. „Zachodzi operacyjna potrzeba zabezpieczenia znanych nam osób wywodzących się z byłego podziemia politycznego, figurantów spraw oraz osób znanych z tendencji destrukcyjnych i wichrzycielskich wystąpień” – napisano w „Planie operacyjnego zabezpieczenia środowisk i figurantów w związku z uroczystościami na Westerplatte”. Szczegółowe działania operacyjne zakładały inwigilację środowisk „byłego podziemia politycznego AK”, „byłych oficerów sanacyjnych”, „elementu proniemieckiego”, separatystycznych środowisk regionalnych i „44 figurantów spraw wywodzących się spośród aktywnych uczestników wydarzeń grudniowych”. (...) Wszystkie etapy uroczystości przebiegały jako rytuał o charakterze całkowicie laickim. Ostatni spowiednik majora i kapelan II Korpusu Polskiego we Włoszech, ks. Jan Merta, uczestniczył w uroczystościach, ale nie pozwolono mu wykonać jakiegokolwiek religijnego gestu. Zapamiętał, że szedł z grupą gręboszowian, wśród których znajdowała się rodzina mjr. Sucharskiego. W pewnym momencie podeszła do niego siostra majora i poprosiła: „– Księże kapelanie, tak bym chciała, żeby leżał w poświęconej ziemi”. „Byliśmy już przed grobem – wspominał ks. Merta w 1988 r. – spojrzałem, a tu wszędzie wojsko, nikogo nie wpuszczają. Przecinam szpaler, byłem w sutannie, zatrzymuje mnie jakiś kapitan: – Przepraszam, jestem ks. Merta, sprowadziłem prochy Sucharskiego, a to jego siostra… Przepuścili. Poświęciłem…” Scenę tę w 2010 r. przypomniał sobie Antoni Moździerz: „Stałem na Westerplatte obok księdza i początkowo nie wiedziałem, że to ksiądz. Był po cywilnemu, w takim bereciku i w marynarce. Dopiero jak wyjął małe metalowe kropidełko i pokropił mogiłę, zorientowałem się, że to osoba duchowna. Następnie rozejrzał się na prawo i lewo, czy go ktoś nie widział, schował kropidełko, odwrócił się i odszedł”112. Jak wspominała Stanisława Górnikiewicz, „ks. kapelan Jan Merta z Przemyśla miotał się między osobistościami organizującymi uroczystości i błagał: »Pozwólcie do mikrofonu powiedzieć mi o Nim choć kilka słów, tych wypowiedzianych wówczas do mnie przed śmiercią o Polsce. Pozwólcie! – Nie! – brzmiała odpowiedź – nie wolno zmieniać ustalonego programu«. Żal mi go było ogromnie. Wiedziałam z ust siostry Majora, obecnej na uroczystości, iż brat jej Henryk był, jak i cała rodzina, bardzo religijnym i praktykującym katolikiem. Ale o obrządku katolickim w tamtym czasie mowy być nie mogło”
|