Kiedy dostałem propozycję spędzenia dwóch dni w Szydłowcu nie zastanawiałem się długo.Co prawda po wakacyjnym pobycie wylałem na
Forum gorzkie żale ale nie obraziłem się przecież na szydłowieckie zabytki
[O oficjalnej przyczynie pobytu napiszę w innym miejscu]. Tym razem zwiedziłem kirkut,na którym zachowało się około 2000 nagrobków. Jest to jednym z największych cmentarzy mozaistów w Polsce. Zobaczyłem wnętrze kościoła p.w. św. Zygmunta -złocone ołtarze,późnogotycki poliptyk,lipowy strop z pięknymi polichromiami,nagrobek Mikołaja Szydłowieckiego... tego mi w ubiegłym roku brakowało do szczęścia. Byłem na Górze Trzech Krzyży skąd roztacza się piękny widok na miasto. Miejscowa tradycja wiąże to miejsce z panującymi tu, zwłaszcza w 2 połowie XVII, zarazami, przed którymi na górze mieli chronić się mieszkańcy. Wole tę wersje od oficjalnej,według której jest to hałda poeksploatacyjna zbudowana z odpadów skalnych powstałych przy wydobywaniu bloków piaskowca. Szydłowieckie tradycje kamieniarskie sięgają XIV wieku. Na terenie miasta istnieją trzy nieczynne wyrobiska.Oprócz Szydłowca odwiedziliśmy Chlewiska. Ostrzyłem sobie zęby na miejscowy oddział warszawskiego
Muzeum Techniki. Zza płotu budził
pożądanie. Niestety trzeba było ten pomysł przesunąć do wakacyjnych planów. Była za to okazja obejrzenia z zewnątrz i wewnątrz miejscowego hotelu
Manor House powstałego z ruin dawnego popegeerowskiego pałacu będącego niegdyś w posiadaniu Odrowążów.Na nocleg raczej się nie zdecyduję.Oficjalną przyczyną jest awersja do baldachimów.To wynik
traumy powstałej podczas jednego z wakacyjnych wyjazdów i temat na nieco dłuższą opowieść
A nieoficjalnie wyjaśnieniem jest znane porzekadło -
jeśli nie wiadomo o co chodzi... Za to chętnie pospaceruję po przepięknym parku i wypiję tu dobrą kawę.