Jak się już przejedzie 100,200,300 to ma się ochotę przejechać 400 i udało się.
Wybrałem trasę w kierunku wschodnim z kilku powodów, atrakcyjny teren prawie na całej trasie, kilka miejsc gdzie nigdy nie byłem, bardzo dogodny powrót z Lublina pociągiem.
Dystans: 413 km
Przebieg trasy: Zawiercie-Pilica-Żarnowiec-Miechów-Skalbmierz-Kazimierza Wlk.-Wiślica-Nowy Korczyn-prom-Szczucin-Wadowice-Mielec-Sokołów Małopolski-Leżajsk-Tarnogród-Biłgoraj-Panasówka-Radecznica-Huta Turobińska-Lublin
Czas: Zawiercie 00 - 19.30 Lublin
Czas endo: 19,35 h bez pauzowania (zatrzymywałem się tylko w sklepach po wodę, a jedyna dłuższa przerwa obiadowa ok 15 trwała 35min)
Picie: ponad 12 l (woda,izotoniki,żeń-szeń)
Jedzenie: bardzo dużo jadłem (kanapki, schabowe, piersi z kurczaka, soczewica, naleśniki dużo suszonych owoców, miód, mleko zagęszczone w tubce)
Kryzys: Jakiegoś dotkliwego nie było, były spore odległości pomiędzy miasteczkami i to czasem dołowało, solidne górki na Roztoczu
Pogoda: Bardzo dobra ale było kilka ale. W nocy bezchmurne niebo i ogromna pełnia księżyca (było bardzo widno, rzucałem cień) ciepło ok 18 nad ranem 14. W dolinie Nidy i Wisły ok 4-5 upiorne bardzo wilgotne mgły chłodno ok 10, byłem cały mokry. A w dzień bardzo ciepło, od 13-16 upał ok 33.
Sprzęt: mtb na 1,5" spd - torby rowerowe, światła itp
Średnia: 21,1 km/h
Międzyczasy:
Zawiercie -- km-- czas h -- V km/h
Miechów -- 50 -- 1,54 -- 26,31
Krzyż -- 100 - 3,55 -- 25,53
Szczucin -- 150 - 6,20 -- 23,68
Siedlanka - 200 - 8,30 -- 23,50
Brzózka - 250 - 11,0 -- 22,72
Majdan - 300 - 13,3 -- 22,22
Gilów - 350 - 16,3 -- 21,2
Czerniejów-400 - 18,44-- 21,35
LUBLIN -413 - 19,35 - 21,1
Opis:
Startuję z Zawiercia równo o 24,00 i już na starcie jak na złość endo nie łapie GPS tracę parę minut. Jest bardzo ciepło, środek nocy a wszędzie pełno ludzi, spory ruch na drogach. Ostro świeci księżyc, jest widno i światełka rowerowe nie wiele mi służą, co wioskę jakieś wesele lub zabawa,dicho itp. jest wesoło. Wspaniale mi się jedzie przez "miechowskie" okolice, mam okazję zobaczy te cudne górki w blasku księżyca z lekką mgiełką. Nocna jazda nic mnie nie zmęczyła i nie odczuwałem senności pomimo że spałem tylko 2h (od 21 do 23). Czar prysnął w Wiślicy jak wjechałem w dolinę Nidy i dalej Wisły gdzie pomimo poranka i jasności księżyca było bardzo ponuro i ciemno. A to za sprawą silnych niskich i wilgotnych mgieł. Po paru km byłem cały mokry z roweru kapało, okulary przecierałem co chwilę. Docieram do promu na Wiśle w Nowym Korczynie jest 5.10 i robię pierwszą przerwę. Mgła jest taka gęsta że nie widzę brzegu i promu. Wołam i po chwili z mgieł wyłania się prom. Bardzo niski poziom Wisły, wyłonił się stary drewniany most. Jadę dalej, jest widno, ale mgły ciągle wilgotne.
Jestem cały mokry, zatrzymuję się i spoglądam na mokry telefon (Endo) i nachylając się poleciała mi struga wody z kasku wylewając się na telefon który się niestety zresetował, Endo poszło. Troszkę mnie to wnerwiło, no cóż odpaliłem od nowa i pojechałem dalej. W Szczucinie już zanikły mgły i świeciło słoneczko. Od Wiślicy do Mielca jest płasko i znikomy ruch aut. Docieram do Mielca gdzie urodził się mój rower właściwie rama (18lat), jest tam sporo ścieżek rowerowych, takich chodników z zakazem jazdy po drodze, pięknie to wygląda ale szybko jechać się nie da. Pustymi drogami kieruję się w kierunku Kolbuszowej, prawie cały czas lasy i dobry asfalt z poboczem, robi się bardzo ciepło. Spotykam pierwszego rowerzystę szosowca i trochę z nim jadę, rozmawiamy i jest miło. Od Kolbuszowej pojawiają się pierwsze podjazdy i spore temperatury ok. 30 st. Droga staje się monotonna, dołują spore odległości między miasteczkami (etapami). W Leżajsku ciekawa drewniana zabudowa i ogromny obronny klasztor Bernardynów. Chwilę zatrzymuję się nad Sanem który jest bardzo płytki. Sporo kilometrów już za mną, ale czuję się bardzo dobrze chociaż mocy już brakuje. W Tarnogrodzie zmieniam kierunek jazdy z wschodniego na północny i chwytam wiatr w plecy. Jadę z wiatrem dość szybko, jedynie na drogach brakuje pobocza i jest duży ruch. W Biłgoraju odbijam z głównej drogi na Lublin na. Zamość i później wbijam się w Roztocze. Na leśnym postoju robię sobie pierwszy i jedyny postój – obiad z Zawiercia przygotowany przez żonę . Po obfitym posiłku wkrada się rozleniwienie i senność. Z jednej strony już niedaleko, ale te ostatnie kilometry ciekawe ale bardzo męczące. Wszystko za sprawą licznych górek w Szczebrzeszyńskim PK, teren wspaniały, klasyczne widoki roztoczańskie. Troszkę zlekceważyłem te pagórki które z faktu że miałem ponad 300 w nogach stawały się nie lada wyzwaniem. Szczególnie ciężka była górka za Radecznicą, ale widok na roztocze jak w książkach z geografii . Opuszczam boczne drogi i jadę główną ruchliwą drogą na Lublin.
Mocno mnie zmartwił widok tabliczki Lublin 58km i słoneczko chylące się ku zachodowi. Musiałem dotrzeć do Lublina na pociąg do Zawiercia 20.03 i udało się dojechać przed czasem. Na dworcu poczułem ulgę i radość z ukończenia tej trasy. Wsiadłem do super wygodnego wagonu rowerowego i komfortowo dotarłem do Zawiercia na 1.30
https://www.endomondo.com/users/1399066 ... /592050496https://www.endomondo.com/users/1399066 ... /592050559