Poniżej zdjęcia i opis z mojej perspektywy.
Początek był bardzo zachęcający.
Slalom miedzy drzewami i ławeczkami
Zbliżamy się do pierwszej kładki, Jurasik jest już przy brzegu.
Kąpiel pierwszej załogi była chyba wynikiem zbyt długiego zastanawiania się i panowie zamiast atakować od razu z marszu po lewym skraju, zawahali się czego efekt dobijając do brzegu widziałem jak w zwolnionym tempie. Kajak zaczyna praktycznie równolegle dobijać do kładki pod którą w tym miejscu było może 30cm wolnego, łapiecie się lin kładki, ułamki sekundy kiedy trzymacie równowagę, zaczyna delikatnie obracać podłużnie kajak dnem w dół nurtu, chlust do kokpitu Wy wisicie na linach a kajak do góry dnem (ale tylko lekko zanurzony) płynie w dół rzeki. W tym czasie dobijam do brzegu, wysiadam i widzę że Owiewka jest na mostku, Peterka też sie gramoli no to łapię swój kajak, szybko przeciągam po plaży i pędem w dół rzeki za uciekającym statkiem bezzałogowym. Dogoniłem go dość szybko, ale samemu przy szybkim nurcie obrócić go nie dałem rady i ledwo zaholowałem go na drugi brzeg na spokojną wodę. 80m w dół od tego miejsca było poprzecznie zwalone w nurt drzewo co było doskonałą motywacją do szybkiego działania
Po doholowaniu kajaka jeszcze raz na nurt po płynące wiosło, na płytkiej wodzie obróciłem kajak i zaciągnąłem go na miejsce gdzie po chwili część lądem, część wodą dotarli pozostali.
Prezes nie rozstawał się z wiosłem, nawet na lądzie
Po przebraniu wracamy na wodę i wydaje się że wszyscy płyną fajnie i ostrożnie.
Bystrze przy młynie przepływamy w 3 kajaki i na cofce czekamy na samotnego załoganta który najpierw płyną na samym przedzie a jakieś 200m przed bystrzem czekał przy brzegu.
Chwilę później zobaczyłem,
przed bystrzem! płynący przewrócony kajak, szybko wysiadam, biegnę kawałeczek brzegiem, widzę Sandwicha na brzegu z jakimiś rzeczami, krzyczę czy jest cały, mówi że OK.
W tym czasie nurt wpycha pusty kajak pod zatopione konary drzewa, po bystrzu płynie biała beczka z cenną zawartością, którą poniżej sprawnie wyławia Jurasik. Wszyscy są już na brzegu i zaczyna się jazda z wydobyciem kajaka.
Na zdjęciach nie wygląda to szczególnie natomiast w naturze głębokość to minimum 1,7m nurt tak silny że zanurzając całe ramię woda ściągała mnie z drzewa (oczywiście miałem linkę asekuracyjną cały czas).
Zabawa z wyciągnięciem była dość męcząca i emocjonująca, pomogło dopiero odrąbanie jednej z dużych gałęzi przez co nurt wcisną rufę pod wodę a dziób podniósł i po dużej gimnastyce poderwałem go na jeszcze tyle że wiosłem dało się wyciągnąć cumke. Do tego etapu pomoc Adama, który popłyną po siekierę i pomagał z przywiązanego kajak była bezcenna i bez niego nic bym nie zdziałał. Wiążemy cumke do długiej linki i z brzegu przy udziale całej grupy po kilku próbach udaje się wydobyć titatica wypełnionego wodą, żwirem i mokrymi ciuchami.
Co ciekawe woda wlała się nawet do panelu siedzeń, ale o dziwo zero uszkodzeń sprzętu.
Dalej było ciekawie, na bystrzu zachlapało trochę Bożenę ale ogólnie płynęło mi się tam fajnie.
Prezes ślizgiem wchodzi pod przeszkodę
Prezes ucieka do brzegu przed kładką koło Bujecka.
W mojej ocenie dało by się spłynąć cały odcinek, ale decyzja podjęta na kładce k/Bujecka w zaistniałej sytuacji była jak najbardziej słuszna, racjonalna i chyba jedyna jaką podjąć mogliśmy.