Ciekawy artykuł:
Cytuj:
W Polsce na potęgę odbudowuje się zniszczone zamki. I słusznie – ruiny są malownicze, ale to odrestaurowane obiekty stają się prawdziwymi atrakcjami turystycznymi. Oto kilka twierdz, które warto odwiedzić w wakacje.
Na wieży XIV-wiecznego zamku w Bobolicach w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej powiewa polska flaga. Pan na zamku, Jarosław Lasecki, nie mógł ścierpieć pytań kolejnych grup turystów z Niemiec i Austrii, czy twierdza została zbudowana przez Krzyżaków. Wzniósł ją polski król Kazimierz Wielki. Patrząc dzisiaj na wysokie kamienne mury i baszty zamku, trudno uwierzyć, że jeszcze parę lat temu był całkowitą ruiną. – Pozostawianie ruin to hołd złożony najeźdźcy – twierdzi Lasecki, który wraz z bratem odbudowuje także położony nieopodal zamek w Mirowie.
W całym kraju odtwarza się dziś kilkanaście zamków – kilka restaurowanych jest przez prywatnych pasjonatów, w paru przypadkach to inicjatywa władz miejskich, w trzech – odbudowano nawet twierdze, które do naszych czasów zachowały się w szczątkowym stanie. Tak było w Tropsztynie pod Nowym Sączem, podkrakowskiej Korzkwi i podlaskim Tykocinie. Prywatna fundacja Zamek Chudów Andrzeja Sośnierza, byłego szefa NFZ, najpierw objęła opieką niszczejącą twierdzę pod Gliwicami, a później trzy inne rycerskie siedziby. W Poznaniu planuje się rekonstrukcję zamku, który nie istniał przez ostatnie dwa stulecia! Z kolei władze Białej Podlaskiej zamierzają przywrócić do pełnej świetności zamek Radziwiłłów, porównywany tylko ze słynnym Nieświeżem.
Nawet małe miasta – takie jak Puck, Olkusz, Siewierz, Nowy Sącz czy Czchów – też chcą rozpocząć odbudowę zniszczonych zamków, bo mają nadzieję na rozkręcenie biznesu turystycznego. W Poznaniu budowa południowego skrzydła Zamku Przemysła (nazwanego tak na cześć Przemysła II, króla Polski w latach 1295-1296) ruszy najprawdopodobniej jesienią. Przemysł rozbudował twierdzę powstałą prawdopodobnie w połowie XIII wieku. Niszczona kilkakrotnie, ostatecznie została rozebrana przez Prusaków po drugim rozbiorze w 1793 roku. Teraz, po paru latach dyskusji i przeprowadzeniu konkursu, grupie zapaleńców udało się przekonać władze miejskie i wojewódzkie do odbudowy głównej części zamku i wyasygnowania na ten cel 9 milionów złotych z budżetu województwa. Inicjatorzy przedsięwzięcia nie kryją, że projekt odbudowy południowego skrzydła dawnego Zamku Przemysła to swego rodzaju czyn patriotyczny. Jedyny zamek, jaki w tej chwili jest w mieście, to niemiecka neoromańska budowla powstała z woli cesarza Wilhelma II w 1910 roku, która miała stanowić potwierdzenie niemieckich praw do stolicy Wielkopolski.
Argument patriotyczny jest tu bardzo ważny: dlaczego w kraju, w którym co kilkadziesiąt lat niszczono dorobek pokoleń, nie odbudować wielkich pamiątek historii? Boży szaleńcy, którzy dźwigają z ruin dawne warownie, nie robią tego dla pieniędzy. Jerzy Donimirski, jedyny budowniczy zamków, który pochodzi ze znaczącego rodu dawnej Rzeczypospolitej, przez kilka lat mieszkał z żoną i trojgiem dzieci w wieży na murach zamkowych, a każdy grosz przeznaczał na odbudowę. Policzył, że za pieniądze włożone w posiadłość w Korzkwi pod Krakowem mógłby wybudować cztery luksusowe wille. Marzy jeszcze o skansenie dawnej wsi małopolskiej pod zamkiem i letniej scenie teatralnej. Dziś wie, że to musiało być zrządzenie boże, że „zachorował” na ten zamek. Krótko po odbudowie odkrył w pobliskim kościele płytę nagrobną swojej praciotki Eleonory Wodzickiej. Okazało się, że Korzkiew była jej majątkiem! Nikt z bliskich o tym nie wiedział. Teraz cała rodzina zjeżdża tu na święta. Donimirski oblicza, że odbudowa całego zamku zajmie mu jeszcze około 10 lat.
Jarosław Lasecki, kasztelan bobolicki, zamożny przedsiębiorca, ocenia swoje koszty i nie wierzy, że kiedyś odzyska pieniądze. Chciałby tylko, żeby zamek zarabiał na siebie, dlatego urządzi w nim muzeum, pokoje gościnne, a u podnóża – karczmę żydowską. W służbę marketingu wprzągł nawet stare legendy. Otóż wedle jednej z nich dawnymi właścicielami Bobolic i Mirowa byli dwaj bracia. Jeden zabrał drugiemu żonę, a ten z zemsty go zabił. Tak się składa, że Jarosław Lasecki oba zamki ma do spółki z bratem, radnym w pobliskim Myszkowie. Pewna turystka podeszła kiedyś do niego i ze współczuciem powiedziała: – Słyszałam o tej historii z bratem i żoną. Tak mi przykro...
Jacek Nazarko, przedsiębiorca budowlany z Białegostoku, wydał sporo na same badania historyczne; dokumentów o zamku szukał w Moskwie i Petersburgu, by działać w zgodzie z realiami epoki. Tylko na jeden dzień w roku zapomina, jaką fortunę włożył w odbudowę fortecy w Tykocinie. To dzień, w którym on i jego bractwo odgrywają zdobycie przez wojska koronne zamku bronionego przez żołnierzy księcia Radziwiłła. – Nasze bractwo rycerskie rosło razem z zamkiem. To ludzie, na których zawsze mogę liczyć – cieszy się Nazarko. Zamek w Tykocinie jest jeszcze w stanie surowym.
Jak zarabiać na zamku? Nowi panowie na zamkach powinni się tego uczyć od Andrzeja Żamojdy, właściciela Jantarowego Kasztelu, swego rodzaju dworu z murami obronnymi położonego w Kiermusach nieopodal Tykocina. Akurat ta budowla jest fantazją historyczną, ale pieczołowitość właściciela w odtwarzaniu zabaw epoki rycerskiej jest imponująca. W Kasztelu urządza bale w strojach średniowiecznych, biesiady bez sztućców, pokazy walk i turnieje. Żamojda sprowadził nawet trzy żubry, bo one też należą do tej tradycji. – Książę Witold najlepszym rycerzom kazał walczyć z żubrami. To były swoiste walki gladiatorów. Oczywiście u nas te zwierzęta można tylko ogladać – śmieje się.
Konserwatorzy często bronią czystości stylu epoki, nawet gdyby ich zalecenia były absurdalne. Kolejne szefowe delegatury Urzędu Ochrony Zabytków w Częstochowie niezwykle rygorystycznie wyznaczały warunki, na jakich odbudowywano zamek w Bobolicach. Przy odbudowie konserwator ingerował we wszystko, łącznie ze składem średniowiecznej zaprawy. Piasek i wapno dołowane w proporcji 3:1, do tego odrobina pyłu ceglanego i kilka innych składników. Spory o kąt nachylenia dachu nie miały końca. Zresztą w Niemczech i we Francji jest dzisiaj podobnie. Konserwatorzy zabytków w ogóle są niechętni odbudowom zamków. W ich środowisku dominuje doktryna nieinterwencjonizmu sformułowana w Karcie Weneckiej, międzynarodowej konwencji określającej zasady konserwacji i restauracji zabytków, przyjętej w roku 1964. Według niej ruiny można co najwyżej zabezpieczać i odtwarzać w nich pojedyncze elementy – drzwi, okna, czasem nawet wieżę, jeśli jest w miarę dobrze zachowana.
Kłopot w tym, że zabezpieczenie ruiny przed dalszym niszczeniem jest trudne i bardziej kosztowne niż utrzymanie odbudowanej twierdzy. – Małopolski konserwator zaproponował stworzenie listy ruin zamkowych, które trzeba zachować w dzisiejszym stanie. Wierzy, że państwo znajdzie pieniądze na regularną ich konserwację. Tymczasem w jego okręgu niszczeje zamek w Tenczynie, który za 20 lat w ogóle przestanie istnieć. Odbudowa przez prywatnych inwestorów to często jedyna szansa na przetrwanie zabytku – mówi Waldemar Rekść z gdańskiego Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. – Zrozumiałem to, gdy przejęliśmy ruiny zamkowe w Bobolicach. Dopóki zamek jest ruiną, turyści masowo odłupują kamienie i zabierają je na pamiątkę – wtóruje mu Lasecki.
Przykład Europy zachodniej, gdzie niezwykle rzadko odbudowuje się dzisiaj zamki, często przywoływany jest przez konserwatorów. Tyle że tam sporo twierdz zrekonstruowano już w XIX wieku. Niemcy odbudowywali albo często przebudowywali zamki nad Renem, bo podobno pozazdrościli Francuzom zamków nad Loarą. Po zjednoczeniu Niemiec protestanccy Prusacy zaczęli dbać o spuściznę po katolickich Krzyżakach. W nowym państwie trzeba było budować solidarność narodową, która miała łączyć wszystkich Niemców bez względu na wyznanie. Malbork – jedną z największych twierdz średniowiecznej Europy – odbudowywano ponad 30 lat, do lat 20. ubiegłego wieku. W czasie II wojny światowej zamek krzyżacki mocno ucierpiał, ale po wojnie zapadła decyzja o usunięciu zniszczeń. Dalsza odbudowa Malborka przez Polaków miała pokazać światu, że Ziemie Odzyskane nam się należą, bo potrafimy o nie dbać.
Polska podpisała Kartę Wenecką, ale praktyka była inna; wbrew temu dokumentowi odbudowaliśmy m.in. stare miasta w Gdańsku i Warszawie oraz kilka ważnych zamków i pałaców. Komuniści dobrze wiedzieli, że odbudowa znanych budowli historycznych może im pomóc w legitymizacji władzy. Skazywano na śmierć tysiące pałaców, dworów, burzono całe kwartały prowincjonalnych miast, ale odbudowano zabytki, które miały podnieść dumę narodową.
Prawdopodobna jest teoria, że Gomułka pozwolił na budowę Zamku Ujazdowskiego w Warszawie, bo jego ruiny w latach 50. zostały rozebrane na polecenie samego marszałka Rokossowskiego. Nieraz towarzysz Wiesław podkreślał swoją „rodzimość” i tak pewnie było i tym razem. Odbudowa Zamku Królewskiego w Warszawie w latach 70. niewątpliwie dodała popularności Gierkowi. Owa doktryna romantycznych ruin wielokrotnie była u nas łamana i nie pasuje do polskiej tradycji. Czy możemy wyobrazić sobie dzisiaj Warszawę bez Zamku Królewskiego?
Kontrowersje budzi nie tylko kwestia, czy odbudowywać, lecz także – jak to robić. Architektoniczni puryści twierdzą, że jeżeli z badań (archeologicznych, ikonograficznych, opisów zamku w dokumentach inwentaryzacyjnych i rzutu fundamentów) nie wynika, jak wyglądał zamek, to nie wolno go odbudowywać. Dr Waldemar Niewalda z Politechniki Krakowskiej, specjalista od rekonstrukcji historycznych, ma zupełnie inny pogląd. – Tam, gdzie nie wiemy, możemy się posiłkować ogólnym wyobrażeniem, jak budowano w danym okresie historycznym – mówi.
Jednak sam też ma opory. Kiedyś przyszedł do niego pewien zamożny krakowski biznesmen, który chciał odbudować zamek Tropsztyn pod Nowym Sączem. – Chciałbym taki zamek nad Renem – powiedział do niego inwestor, otwierając album z Niemiec. – Obruszyłem się, ale narysowałem szkic zamku, jaki budowano w XV wieku i budowniczy tym się właśnie kierował. Ale szczegółowego projektu nowego zamku nie mogłem zrobić, bo środowisko by mnie zjadło – wyznaje szczerze dr Niewalda. Najciekawsze jest to, że rekonstrukcja robiona po omacku wyszła dobrze, pomimo że na jednej z wież urządzono... lądowisko dla helikopterów (na szczęście nie widać go z drogi). Do zamku Tropsztyn przyjeżdżają tłumy turystów, a gmina Czchów, w której granicach się znajduje, teraz chce rekonstruować inną twierdzę.
Odbudowa Tropsztyna to przykład, że wystarczy znajomość historycznych realiów plus dobry projekt, który przywraca piękno starych budowli. Na świecie wiele jest przykładów imponujących, ale nie do końca wiernych rekonstrukcji historycznych. Podziwiane dziś przez turystów jako średniowieczne francuskie Carcassonne zostało przebudowane z fantazją w połowie XIX wieku, a renesansowe krakowskie Sukiennice to kreacja sprzed 130 lat architekta Tomasza Prylińskiego. W średniowieczu kramy na Rynku Głównym stały w gotyckim budynku, który w końcu spłonął.
W Poznaniu planują wierną odbudowę zamku według planów sprzed kilku wieków i nie wygląda to dobrze. Zamek ma korpus z gotyckimi szczytami, wielką wieżę charakterystyczną dla średniowiecznych twierdz i renesansową attykę. Za taką formą budowli, zdaniem autora projektu Witolda Milewskiego, przemawiają badania archeologiczne i ryciny. – W tamtych czasach nie istniała czystość stylu. Co kilkadziesiąt lat coś dobudowywano w innej manierze. Mój projekt odtwarza stan Zamku Przemysła w XVII wieku – mówi Milewski. Problem w tym, że ten kolaż różnych stylów razi banalnością – gotyckie attyki nie mają finezji, wieża jest przerośnięta. Tak mógłby od biedy wyobrażać sobie zamek rysownik bajek dla dzieci.
Najgorsze, co można uczynić zamkowi podczas rekonstrukcji, to połączyć go z nowoczesnymi formami. Na całym świecie unika się tego jak ognia. Władze Ciechanowa chciały przeforsować niezwykle śmiały na skalę światową projekt przebudowy tamtejszego zamku: oszklone wiaty z betonu miały być dobudowane do murów zamkowych. Gdyby nie wrzawa, jaką wywołały media i lokalny działacz Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, ów kontrowersyjny projekt by zrealizowano. – Władze w ogóle unikały dyskusji na ten temat, po cichu przeprowadzono konkurs. W dodatku tym, którzy protestują przeciw temu pomysłowi, dokleja się łatkę oszołomów – mówi Arkadiusz Gołębiewski, wydawca „Czasu Ciechanowa”, który opowiada się za historyczną odbudową zamku.
Przykład społecznego buntu w Ciechanowie nie jest odosobniony; dziś najbardziej bronią zamków zwykli mieszkańcy, zwłaszcza młodzi. Społeczne ruchy w obronie zabytków same wymuszają na władzach ich ochronę, a nawet odbudowę. W Krzeszowicach pod Krakowem miejscowe stowarzyszenie obrony twierdzy Rabsztyn wykryło, że w ogóle nie występowano o pieniądze na zabezpieczanie ruin, do czego władze gminny były zobowiązane. Społecznicy po badaniach archiwalnych stworzyli wizualizację rabsztyńskiej fortecy.
Także w Sochaczewie mniej więcej wiadomo, jak tamtejszy zamek wyglądał dzięki pracom stowarzyszenia Nasz Zamek. – Przekonaliśmy władze do konserwacji ruin zamku. Wciągnęliśmy też starszych mieszkańców do opieki nad innymi niszczejącymi zabytkami – cieszy się Łukasz Popowski, szef stowarzyszenia. Gdyby spojrzeć na te resztki, które zostały po rezydencji rycerskiej, można by nazwać chętnych do odbudowy niepoprawnymi marzycielami. Ale prezes jest zdeterminowany, spotyka się ze sponsorami i zaraża wizją. Chwilowo jest trochę zajęty, bo kończy studia historyczne. Praca magisterska, ma się rozumieć, dotyczy zamku.