Witam
Ponieważ w tym roku stuknęła mi czterdziestka oraz minęła okrągła 21. rocznica
moich wędrówek po Jurze (głównie szlakiem Orlich Gniazd) dlatego wpadłem na pomysł, że to bardzo dobra okazja do udowodnienia sobie, że życie jednak po czterdziestce się nie zacina
, a jednocześnie doskonała okazja do podjęcia kolejnej próby przejścia szlaku Orlich Gniazd w całości w trakcie jednego wyjazdu. Moje poprzednie próby pokonania szlaku kończyły się niepowodzeniem albo z powodu zbyt krótkiego urlopu, albo po prostu z nieprzygotowania logistyczno-kondycyjnego (cokolwiek to znaczy
). Dlatego jakoś tak wyszło, że już pod koniec ub. roku zaplanowałem, że wybiorę się na szlak w dniach 20-26 kwietnia 2013. Można by pomyśleć, że planowanie tak bardzo w przód to szaleństwo. Pewnie tak, ale jak się okazało - tym razem z terminem trafiłem jak szóstkę w totka. Do Krakowa z Łodzi jechałem nocnym pks'em. Jeszcze w Częstochowie padało tak niemiłosiernie, że sobie pomyślałem, że chyba jednak nie trafiłem z pogodą. Dojeżdżam do Krakowa, a tu niemalże sucho. Co prawda chłodno, ale nie pada - warunki do chodzenia z plecakiem idealne. Pokropiło dosłownie tylko przez 5 minut w okolicach Giebułtowa. Potem z każdym dniem było coraz lepiej - przyjemny chłód (kilkanaście stopni), ale zarazem słońca coraz więcej. Ostatni odcinek z Olsztyna do Częstochowy musiałem już iść w krótkim rękawku, bo naprawdę nieźle grzało. Wróciłem do domu. Następnego dnia od soboty (27.04) zaczęło padać. Zważywszy na pogodę jaką mieliśmy podczas obecnej majówki mogę z powodzeniem stwierdzić, że wygrałem los na loterii
Być może tak się zdarza raz na czterdzieści lat
Poprzednie wyprawy na szlak nauczyły mnie jednego - nie zabierać za dużo do plecaka, nie wyznaczać odcinków dłuższych od 30 km, a tym bardziej kilka pod rząd. Z tą wiedzą zacząłem planować obecny wyjazd. Przejrzałem internet i spisałem sobie wszystkie (przypuszczam, że 95%) adresów z noclegami, które znajdują się w odległości nie większej niż 1 km od szlaku Orlich Gniazd. To było pierwsze założenie - nie oddalać się za bardzo od szlaku. Drugim założeniem było to, że dziennie przechodzę nie więcej niż ~25 km. Ponieważ tym razem udało mi się wziąć całotygodniowy urlop więc 7 dni wydawało się wystarczającym czasem do przejścia 165 km szlaku + ew. dodatkowych 10 km w miejscach noclegu. Zebrawszy wszystkie adresy zacząłem odmierzać odcinki na mapie. Z tych analiz narodził się poniższy plan wyprawy:
dzień 1: Kraków - Pieskowa Skała (26 km)
dzień 2: Pieskowa Skała - Rabsztyn (22 km)
dzień 3: Rabsztyn - Smoleń (28 km)
dzień 4: Smoleń - Piaseczno (24 km)
dzień 5: Piaseczno - Trzebniów (25 km)
dzień 6: Trzebniów - Olsztyn (22 km)
dzień 7: Olsztyn - Częstochowa (18 km)
Założywszy optymistycznie, że tłumów nie będzie, zacząłem dzwonić na tydzień przed wyjazdem i zamawiać noclegi. Niestety okazało się, że moje wcześniejsze plany co do dziennych odległości zweryfikował brak wolnych miejsc w Rabsztynie oraz w Piasecznie. Ostateczny plan wyprawy wyglądał więc następująco:
dzień 1: Kraków - Pieskowa Skała (26 km)
dzień 2: Pieskowa Skała - Golczowice (34 km)
dzień 3: Golczowice - Smoleń (16 km)
dzień 4: Smoleń - Podlesice (32 km)
dzień 5: Podlesice - Trzebniów (15 km)
dzień 6: Trzebniów - Olsztyn (22 km)
dzień 7: Olsztyn - Częstochowa (18 km)
Niestety zmusiło mnie to przejścia dwóch odcinków ponadtrzydziestokilometrowych, z tym że następnego dnia dla odpoczynku pokonywałem o połowę krótszy dystans. No i jakoś udało się
Po raz pierwszy przeszedłem w całości szlak Orlich Gniazd.
Jeśli ktoś byłby zainteresowany to chętnie podzielę się danymi kontaktowymi oraz wrażeniami na temat miejsc noclegowych.
W czasie tej samotnej wyprawy naszły mnie przemyślenia a propos przemijającego czasu - próbowałem sobie przypomnieć jak kiedyś wyglądały miejsca, które odwiedzam już któryś raz z rzędu. W końcu 21 lat to już spory kawałek czasu... No cóż - świat się zmienia i Wyżyna również. Podczas mojej pierwszej wyprawy w '92 r. ruiny były zapuszczone i ogólnodostępne (także w sensie finansowym). Unosiła się wokół nich taka przyjemna aura tajemniczości, pobudzająca dodatkowo wyobraźnię. Obecnie wszystkie orle gniazda zostały w całości bądź w części odbudowane, świecą świeżością murów i co mi osobiście się najbardziej nie podoba - zapanowała w nich straszna komercja. W tej materii przoduje niestety Ogrodzieniec, który - jak tak dalej pójdzie - zostanie zasłonięty przez różnego rodzaju sklepiki, parki rozrywki i tym podobne rzeczy. Szalę goryczy przelał baner, z którego wynikało, że pod zamkiem budowany jest... kolejny zamek pod nazwą (nie jestem pewny czy dobrze zapamiętałem) - "Zamek duchów i tajemnic". Sorry, ale jak dla mnie to już daleko posunięta przesada. Chyba jednak się starzeję
W trakcie wędrówki okazało się, że padł również ostatni bastion dzikości jakim był dla mnie Smoleń. Jeszcze dwa lata temu ruiny były mocno zarośnięte - teraz wszystko wewnątrz wykarczowano i odbudowano sporą część murów. Mam tylko nadzieję, że za jakiś czas, w trakcie mojej kolejnej
wizyty nie zobaczę tam bramy zamkniętej na cztery spusty
Tiaaaaaaa... Naprawdę bardzo się cieszę, że dane mi było poznać i nacieszyć się dawną Jurą...
I tym trochę nostalgicznym akcentem kończę i pozdrawiam
Grzesiek